Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skulsk - Detektyw ściga oprawcę lekarza

Ola Braciszewska
Czy to był napad na zlecenie? Komu i czym naraził się 68-letni Orest Sudczak, lekarz ze Skulska? Te pytania zadają sobie przede wszystkim bliscy medyka, który tydzień dni temu został oblany kwasem siarkowym przez nieznanego mężczyznę. Odpowiedzi na te pytania szuka też konińska policja i od niedawna detektyw Krzysztof Rutkowski. Tego ostatniego o pomoc poprosiła rodzina Sudczaka, której zdaniem mundurowi zbagatelizowali pierwszy napad na lekarza.

Orest Sudczak, o czym pisaliśmy przed tygodniem, został zaatakowany przed przychodnią, którą od 35 lat prowadzi w Skulsku. Na parkingu zaczepił go ubrany na ciemno mężczyzna w czapce, który pchał dziecięcy wózek. Kiedy lekarz odwrócił się, napastnik chlusnął mu w twarz kwasem siarkowym. Mężczyzna uciekł porzucając wózek, z którego jeszcze przez dwie godziny dymiły się pozostałości żrącej substancji. Poparzony medyk natychmiast wrócił do przychodni, gdzie pierwszej pomocy udzieliły mu pielęgniarki. – To był przerażający widok – wspomina Elżbieta Szczepankiewicz. – Robiłyśmy wszystko, żeby zmyć kwas z twarzy doktora – dodaje pielęgniarka.

Doktor Sudczak trafił najpierw do szpitala w Koninie. Potem został przewieziony do specjalistycznej kliniki okulistycznej w Warszawie. Jego stan jest stabilny, ale nie wiadomo czy będzie widział. Lekarze cały czas walczą o jego wzrok. Koledzy z Wielkopolskiego Porozumienia Zielonogórskiego, chcąc pomóc Orestowi Sudczakowi, wyznaczyli dyżury w jego przychodni.

– Nie chcemy pozostawiać bez opieki lekarskiej pacjentów doktora – mówi Zbigniew Miklas, wiceprezes WPZ.
Mieszkańcy Skulska ciągle są w szoku. Wszyscy tu znają i szanują doktora Sudczaka. W szoku jest również wieloletni współpracownik lekarza, Jerzy Mołodecki. – Kto i za co mógł coś takiego zrobić? – zastanawia się Mołodecki.

To nie pierwszy atak na Oresta Sudczaka. Trzy tygodnie wcześniej zamaskowany mężczyzna uderzył go metalową rurą w tył głowy. Na szczęście 68-latkowi nic poważnego się nie stało. Rodzina lekarza uważa jednak, że po pierwszym ataku konińska policja zbagatelizowała sprawę.

– Policja obejrzała miejsce zdarzenia, ale nie zabezpieczyła śladów. Sami znaleźliśmy rurę, którą tata został uderzony w głowę – mówi Emilia, córka doktora.
Również detektyw Krzysztof Rutkowski twierdzi, że policjanci z Konina nie zachowali się zgodnie z procedurą. – Jeśli miejscowa policja nie była w stanie fizycznie ochronić doktora, to powinna go obserwować – mówi Rutkowski.

Z zarzutami detektywa nie zgadza się Renata Purcel-Kalus, rzecznik konińskiej policji.
– Obrażenia po pierwszym napadzie nie były tak dotkliwe. Opinia lekarska wskazała na obrażenia poniżej 7 dni. W takim przypadku nie ma podstaw do prowadzenia dochodzenia. Mimo to policjanci od razu pojawili się na miejscu, wykonali oględziny, rozmawiali z rodziną, pokrzywdzonym i sąsiadami. Zabezpieczyliśmy ślady, które zostały przekazane do badań – mówi rzeczniczka konińskiej policji. – Nie mieliśmy od pokrzywdzonego i jego rodziny żadnych informacji o zastraszaniu i zagrożeniu zdrowia oraz życia. Dochodzenie w tej sprawie jest nadal prowadzone i sprawdzamy, czy te dwa ataki mają ze sobą jakiś związek – dodaje.

Policja w sprawie napadów lekarza wytypowała już trzy osoby. Świadkowie jednak ich nie rozpoznali. Mundurowi proszą jeszcze o kontakt mężczyznę, który jak wynika z ustaleń, rozmawiał z mężczyzną z wózkiem przy sklepie „Chata Polska” w Skulsku.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto