Miała jedynie maturę, a przez kilkanaście lat uczyła angielskiego setki uczniów w Wielkopolsce. Ba, nawet egzaminowała maturzystów, chociaż wszystkie jej dyplomy okazały się sfałszowane. Prokurator żądał, by oszustka zwróciła 384 tysiące pobieranego latami nienależnego wynagrodzenia.
Poznański sąd jednak zmniejszył tę kwotę stukrotnie, bo kobieta świadczyła pracę i całkiem dobrze nauczyła angielskiego rzeszę młodych ludzi. Teraz ma dziesięcioletni "szlaban" na nauczanie.
Zobacz także: Fałszywa nauczycielka wpadła dopiero po 14 latach
Jej karierę przerwał anonim, który w lutym 2010 roku trafił do Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Jego autor kwestionował prawdziwość dyplomów Beaty Ł. Jeszcze w tym samym miesiącu Wielkopolski Kurator Oświaty zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.
Wtedy okazało się, że jedynym prawdziwym dokumentem potwierdzającym wykształcenie Beaty Ł. jest matura z 1980 roku.
Biegły jednoznacznie stwierdził, że dyplomy i zaświadczenia Beaty Ł. zostały w całości podrobione przy wykorzystaniu techniki druku laserowego, a podpisy na dyplomach były technicznym odwzorowaniem autentycznych autografów rektorów. Natomiast do sporządzenia dyplomów z Izraela wystarczyła kalkomania...
Beata Ł. częściowo przyznała się do winy, ale nie do braku wykształcenia. Oświadczyła, że jedną pracę magisterską obroniła na KUL-u, drugą - w Neapolu, a także posiada doktoraty z filologii angielskiej i psychologii klinicznej oraz dwie stosowne habilitacje; natomiast w Izraelu studiowała... korespondencyjnie. Jej winą było to, że - jak twierdziła - posługiwała się fałszywymi dokumentami, ale nie wiedziała, że nie są prawdziwe...
Poznański sąd określił przypadek anglistki jako idealny przykład przestępstwa, stanowiącego źródło stałego dochodu i to przez przeszło trzynaście lat! Beata Ł. na oszustwie zbudowała opinię dobrego nauczyciela, którą inni zdobywają przez lata nauki i pracy. - Ale fakt, że świadczyła tę pracę, uzyskującą pozytywne oceny, zmieniła wysokość szkody, którą sąd ograniczył do dodatków za stopień doktora i tylko w tych szkołach, które je wypłacały - wyjaśnił sędzia Borowczak.
Dlatego Beata Ł. zamiast 384 tysięcy musi zwrócić niecałe 4 tysiące, czyli sto razy mniej niż domagał się prokurator. Dodatkowo sąd orzekł także 10-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela, a przez najdłuższy możliwy, czyli pięcioletni okres zawieszenia kary 2 lat więzienia, pieczę nad skazaną powierzył kuratorowi.
Wyrok jest nieprawomocny.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?